Rotor – 34 lata

Olsztyński Rotor to jedna z najstarszych imprez ruchu weterańskiego w Polsce. Powiedziano i napisano o niej wiele, nie będzie więc odkryciem ameryki (podolsztyńskiej), że to organizowane od 1976 roku wydarzenie jest kategorią samą w sobie. Na pewno ma swoich zagorzałych miłośników.

Pomimo kultowości rotorów nigdy nie było mi dane się pojawić się w Olsztynie pod koniec czerwca. Studenckie zaliczenia, sesje, czy w końcu zawodowa praca i podróże od lat stawały na przeszkodzie by „zaliczyć” Rotor. W tym roku planowane w podobnym terminie pojawienie się na świecie potomka miało stanowić kolejną przeszkodę. Wbrew naturze udało się jednak wygospodarować jeden dzień. W sobotni poranek długo odpoczywające boksery ze znaczkiem śmigła po kilku latach przerwy znowu spotkały się na trasie by wspólnie odetchnąć pełnym przekrojem gardzieli gaźników. Wiszące nisko nad głowami ciężkie chmury i opady bardzo zniechęcały do podróży. Gotowi w każdej chwili zawrócić doczekaliśmy się jednak światełka w tunelu: słońce wyszło na dobre a w finale zaparkowaliśmy na olsztyńskim rynku czekając na ulubione staruszki.

Już niedługo staromiejski rynek szczelnie zapełnił się zabytkami: Rotor ma tu przerwę w dwudniowej trasie w celu zaprezentowania się olsztyńskiej gawiedzi, zabawy w gymkhanę i zjedzenie obiadu. Po kilku godzinach postoju i współzawodnictwa na krótkiej sprawnościówce rajd ruszył na peregrynacje uroczych terenów Warmii i Mazur, o finalnym balu komandorskim nie wspominając.

Duża liczba uczestników na ciekawych motocyklach nie dziwi – wszak w Olsztynie nie wypada pokazać czegoś pośledniego. Wśród wielu pojazdów trudno wskazać faworyta. Tu o wyborze bardziej świadczą gusta, a o tych zwykło się nie dyskutować. Można zaobserwować pewną charakterystykę naszego środowiska: ogólnie przesiadamy się na coraz ciekawsze, bardziej wyrafinowane i starsze motocykle. Liczne w Polsce grupy rekonstrukcyjne upowszechniły ubiory z epoki, stąd dobór stroju do najbardziej nawet nietypowego pojazdu nie stanowi dziś problemu. Upływ lat dopuszcza coraz młodsze maszyny, co ujawnia się udziałem pierwszych motocykli japońskich. Masowo produkowana na przełomie lat 70/80 japońszczyzna nie cieknie olejem poskręcana na druty: z coraz większą pieczą podchodzimy do kultury technicznej i sposobu restaurowania motocykla, nawet jeśli jest to względnie młoda sztuka. Obecność motocykli BMW nie zaskakuje specjalnie – wszak to dobre i żywotne „zwierzęta”. Ciekawi natomiast coraz większa powszechność „Sahar” dwu konkurencyjnych marek. Te ciężkie, drogie motocykle obwieszone wszelkim możliwym wyposażeniem przeżywają niesłabnącą popularność. Szkoda tylko, że 100% oryginalnego egzemplarza ze świecą szukać.

Dla mnie objawieniem imprezy była para na Victoriach:  On z nieletnim synem posadzonym na zbiorniku, Ona z małoletnią córką na tylnym siedzeniu. Ubrani w stylowe stroje w rodzinnej atmosferze, z mocno ściskanym pluszowym miśkiem, stanowili przyjemną kontrę dla wyposażonych do granic ciężkich motocykli wojskowym.

Zanim ostatni dymek dwusuwu opadł na bruk, nasze betoniarki grzmiały już po zakrętach. Gnały nie tylko by szybko dotrzeć do porodu, ale by przekazać garażowej starszyźnie, by ta rozgrzewała już kartery na przyszłoroczną imprezę. Koniecznie w Olsztynie.

 

Tekst: Tomasz Tomaszewski

Zdjęcia: tomasztomaszewski-motorcycles.pl

Publikacja: Świat Motocykli