Niedościgniony – Norton wykorzystywał ten slogan opisując swoje motocykle sportowe. Manx był i pozostaje ucieleśnieniem tego sloganu pod wieloma względami.

 

Norton zdobył wszystko: wygląd rasowego sportowego motocykla ugina kolana; moc, a właściwie brzmienie jednocylindrowego silnika przyprawia o dreszcze, wzrok ledwo nadąża za jadącym motocyklem.

 

Smak na sportowy model angielskiego producenta miałem od dawna. Cóż jednak zrobić skoro zaspokojenie tego pragnienia bez względu na szerokość geograficzną nie jest łatwe. Apetytu dodatkowo nabrałem po nadmorskim spotkaniu z dolnozaworowym wołem roboczym, Nortonem 16H, którego historię mieliście możliwość poznać w maju 2013 roku na naszych łamach. Kilka miesięcy później, w upalne sierpniowe przedpołudnie, spotkałem się z Dariuszem Kwiatkowskim i jego sportowym Nortonem. Spotkanie miało miejsce w gnieździe państwa Polskiego: w Gnieźnie. I tym razem towarzyszyła mi turystyczna bawara – wiekowa dama o łagodnym usposobieniu, która od lat podróżuje ze mną po Europie w poszukiwaniu motocykli zabytkowych.

 

Manx, Norton Manx…

Nie było to przypadkowe spotkanie. Na Manx’a ostrzyłem sobie zęby. Na szczęście Darka nie trzeba było długo namawiać do zaprezentowania tego ciekawego, stricte sportowego motocykla. Takich pojazdów nie spotyka się codziennie. Nie jest wykluczone, że jest jedynym Manx’em w Polsce. Jeśli jednak nie jedynym, to pozostałe egzemplarze skrzętnie chronione są przed wzrokiem postronnych.

W chłodzie garażu miałem chwilę na wstępne oględziny. Niska maszyna z oryginalnym malowaniem przyciąga wzrok. Nie sposób nie odczuć sportowego charakteru. Kilka detali sprawia, że motocyklem można wyjechać na drogi publiczne. Szpecą wizerunek sportowca, ale to dzięki nim motocykl żyje. Nie kurzy się w salonie. Oddycha gardzielą potężnego kolektora dolotowego. Śmiga po zakrętach. Do tego przecież stworzono go kilkadziesiąt lat wcześniej.

Czynności przygotowawcze oddzielają nas od uruchomienia silnika i wyruszenia w trasę. Poziom oleju, stan paliwa i ciśnienie w oponach sprawdzone. Wypychamy Manx’a na słońce. Cisza niedzielnego przedpołudnia za chwilę zostanie zakłócona. Niech tylko długoskokowy sportowiec się obudzi. Motocykl łatwiej uruchomić na pych. Wysoki stopień sprężania jednocylindrówki nie ułatwia użycia kopniaka, którego większość sportowych motocykli jest pozbawiona. Darek siada za kierownicą. Zapłon. Przełożenie zapięte. Sprzęgło wyciśnięte i możemy ruszać. Jedziemy. A właściwie to Darek jedzie. Mnie pozostaje pchanie. Nie długo, bo po kilku obrotach wału korbowego cisza przestaje być ciszą. Sielskie słoneczne przedpołudnie przenika ryk silnika, dudniącego na coraz wyższych obrotach. Mała rozgrzewka po okolicznych uliczkach i motocykl zagrzmi na biegnących lasami drogach. Jadąc za Nortonem dużo młodszym motocyklem o podobnej mocy nie mam wątpliwości, że Norton Manx, pomimo wieku, ma sporo wigoru. Nawet drobne odkręcenie manetki sprawia, że ta szalona maszyna wyrywa do przodu. Wściekła machina, nadaje się daleko bardziej do wyścigu niż niedzielną przejażdżkę. Długi megafonowy wydech jednocylindrowego Manx’a brzmi tak przenikliwie że nie słyszę pracującego silnika swojej BMW.

 

Torowy sznyt

Tak jak ja poszukiwałem godnego egzemplarza do zdjęć, Dariusz szukał interesującego motocykla do jazdy. Okazja trafiła się w Anglii, gdzie kierowca wyścigowy wystawił na sprzedaż jedną z czterech posiadanych przez siebie maszyn. Jednego z czterech Nortona Manx’a! Każdy z egzemplarzy przygotowany do wyścigów. Każdy dostosowany do indywidualnych potrzeb kierowcy-właściciela. Każdy z rodowodem, sznytem doświadczeń: zwycięstw i porażek, wywrotek, napraw i usprawnień.

W przypadku egzemplarzy użytkowanych w sporcie faktycznie trudno mówić o oryginalności czy fabrycznej specyfikacji. Oczywiście, główne elementy pozostają oryginalne, niemniej ergonomia kierowcy, jego umiejętności, możliwości i wyobraźnia mechanika podnoszącego osiągi motocykla i specyfika konkretnego toru wyróżniają każdy z egzemplarzy.

W przypadku prezentowanego Manx’a, wyprodukowanego w 1947 roku, mamy do czynienia z niewielkimi zewnętrznymi przeróbkami. Maszyna pozostaje w oryginalnym stanie. O silniku trudno wyrazić podobną opinię, bo moc, a tym bardziej prędkość maksymalna trudne są do określenia. Zweryfikować je najłatwiej podczas wyścigu, który albo się wygrywa, albo pozostaje w pobitym polu. W obu przypadkach trzeba ulepszyć maszynę, bo konkurencja nie zasypia gruszek w popiele. Wyścig trwa nieprzerwanie.

Dariusz włożył sporo pracy w uruchomienie nabytku. Największy problem stanowiła regulacja motocykla. Stosując fabryczne zalecenia ustawienia gaźnika i zapłonu nic nie chciało działać jak należy. Działo się tak do momentu, gdy Dariusz zrozumiał, że komercyjnie dostępne paliwo nie jest odpowiednim pożywieniem sportowego Nortona. Później poszło już łatwiej. Kilka zabiegów pielęgnacyjnych, montaż wspomnianych elementów dodatkowych, skromne oświetlenie, tablica rejestracyjna i wyścigowiec mógł ryknąć megafonem w ruchu ulicznym. Ryknąć, aż ciarki przeszywają! Za sprawą wyglądu i niecodziennego brzmieniu Manx nie pozostaje niezauważony! Dzisiaj niepozorny, stary, nieco obdrapany jest naprawdę szybki.

 

Torowa wizytówka

O chyba najsłynniejszym z modeli Nortona i jednym z najbardziej rozpoznawalnych motocykli na świecie napisano naprawdę wiele. Nie jest to dziwne. Manx od dawna jest ucieleśnieniem motocykla idealnego: od wyglądu przez osiągi, po historię i wyczyny włącznie. Jest wizytówką tego nietuzinkowego producenta.

Nie sięgając za daleko w przeszłość można powiedzieć, że Manx powstał z drogowego modelu International. Miało to miejsce w latach 30. minionego stulecia, kiedy drogowe maszyny przerabiano do wyścigów. Głównym celem dla każdego z producentów było Tourist Trophy na wyspie Man. Nie inaczej było z Nortonem, który dostosowywał modele International do wyścigów, sprzedając je przed II Wojną Światową pod nazwę Grand Prix Manx. Po zakończeniu wojny i wznowieniu wyścigów, w 1947 (lub 1946) roku, roku Norton powrócił z modelem sportowym. Wykreślając pierwsze człony przedwojennej nazwy, jego nowe imię brzmiało: Manx. Jego dostępność ograniczono wąskiemu gronu klientów.

Pierwsze powojenne modele niewiele różniły się od protoplasty. Wprowadzona konstrukcja ramy z suwakowym zawieszeniem tylnego koła nie została jednak najlepiej przyjęta. W porównaniu ze sztywną ramą przedwojennych modeli motocykl nie był wystarczająco stabilny. Pomimo niedogodności Manx pozostawał rasowym motocyklem wyścigowym – opinia, którą zyskał już przed wojną pozostawała niezmieniona. Manx miał przewagę nad konkurencją, chociaż jego doskonali kierowcy mieli niebagatelny udział zwycięstwach. Przewaga Nortona niebezpiecznie malała, a hegemonia nie była już tak oczywista. Wielocylindrowa konkurencja motocykli z kontynentu zaczynała dorównywać lekkiemu jednocylindrowcowi z Wielkiej Brytanii. Powojenne regulacje zakazujące stosowanie silników doładowanych dały chwilę oddechu Nortonowi w wyścigu o palmę pierwszeństwa. Była to jednak dosłownie chwila. Rama Featherbed konstrukcji braci McCandless wprowadzona w 1950 roku pozwoliła na zdystansowanie konkurencji o kilka długości. Pewne prowadzenie i nisko położony środek ciężkości odgrywały wielką rolę na popularnych ówcześnie szybkich torach, w tym na wymagających wyścigach TT. Kolejna zmiana i krok do przodu to przebudowa silnika. Dotychczasowy typowo długoskokowy silnik w 1953 roku przekonstruowano zwiększając zakres obrotów użytkowych. Chociaż motocykl wydawał się idealny, wiadomo było, że czasy świetności motocykli wyścigowych z silnikiem jednocylindrowym powoli mają się ku końcowi. Chociaż świat powoli zaczynały opanowywać motocykle z silnikami dwucylindrowymi, Manx pozostawał w ofercie do 1963 roku włącznie. W styczniu tego roku wykonano ostatnie egzemplarze kultowej już maszyny.

Pomimo zakończenia produkcji model nie tracił walorów użytkowych. Spora ilość maszyn nadal z powodzeniem stawała w wyścigowe szranki. Jej zwycięstwa nie były tak oczywiste, jak dawniej, niemniej Manx nadal pozostawał w czołówce. Nawet, a może przede wszystkim dzisiaj, Manx nie pozwala przejść koło siebie obojętnie. Historia, lata triumfów i narosłe wokół niego legendy podnoszą nie tylko tętno, ale i ceny okazjonalnie wystawianych na sprzedaż egzemplarzy.

Tekst: Tomasz Tomaszewski

Zdjęcia: tomasztomaszewski-motorcycles.pl

Publikacja: Świat Motocykli, 2014

 

Silnik Norton Manx wykorzystywano do różnych celów: motocrossu, montowano w samochodach Formuły 3, a rozwiercany do pojemności 600ccm z powodzeniem używano w wyścigowych sidecar’ach.

 

O mocy i prędkości maksymalnej Manx’a trudno mówić. Każdą maszynę indywidualnie przygotowywano do wyścigów, stąd znaczące odstępstwa od fabrycznej specyfikacji nie dziwią. Najważniejsze jest, że Norton Manx przez lata pozostawał jeśli nie na prowadzeniu to w czołówce.

 

Jednocylindrowiec po raz ostatni sięgnął po zwycięstwo Grand Prix w 1969 roku. Miało to miejsce w Jugosławii. Motocyklem był Norton Manx. Oczywiście.

 

Pomimo tego, że produkcję Manx’a zakończono w 1963 roku, jest tak popularnym modelem, że części do niego nadal są dostarczane przez wyspecjalizowane zakłady.