Do dzisiaj na świecie istnieje tylko siedem egzemplarzy motocykla idealnego. Kultową kompozycję angielskiego silnika z włoską ramą można spotkać w Australii. Jest wyjątek: w Stanach zjednoczonych powstała błękitna Polly a wraz z nią książka o jej narodzinach. Historia nie tylko motocykla… Nie tylko dla zarażonych.

 

Wchodząc latem 2011 roku do księgarni w półncnej części stanów zjednoczonych nie przypuszczałem, że będzie mi dane poznać nie tylko ciekawą historię motocykla, rodziny, ale w konsekwencji również wspomagać autora książki i współtwórcę motocykla w jego startach w Europie. Oto historia z pozoru niemożliwa. Tylko z pozoru.

 

Zdjęcie życia

Sid „Big” Bibberman jest znanym od lat 50. amerykańskim mechanikiem i kierowcą motocyklowym, oczarowanym i specjalizującym się głównie w angielskiej marce Vincent. Każdy, kto w USA miał Vincenta, oddawał motocykle w jego troskliwe ręce. Sid spędziwszy z motocyklami całe swoje życie: reperując, przygotowując do startów, czy wreszcie dosiadając motocykli osobiście wydawało się, osiągnął wszystko, co w tym zakresie można tylko osiągnąć. Miał opinię specjalisty.

Dorastający w cieniu ojca syn Matthew częściowo podzielał pasję ojca. Częściowo. Wychowany kurczowo trzymając się ojca na tylnym siedzeniu motocykla przesiąkł miłością do jazdy. Zakochany w literaturze angielskiej, dzisiejszy jej wykładowca, nie miał niestety smykałki do mechaniki. Nie posiadł umiejętności ojca. Z czasem Matthew odszedł od motocykli na rzecz literatury, poświęcając wiele czasu rodzinie. Po kilkudziesięciu latach pracy nad motocyklami również Sid wydawał się pogodzony z uplywem czasu i zakończył pracę czekając spokojnej starości. Na odziale intensywnej terapii po ataku serca pogodził się ze smiercią. Przerażony syn mało czytelnym zdjęciem motocykla chciał jednak przywrócić ojca do życia.

 

VINCENT man

Na początku lat 70. w garażu Sid Bibbermann’a stanęły obok siebie dwa motocykle. Stary sprawdzony Vincent z widlastym silnikiem miał opinię nieco trudnego w prowadzeniu. Rekompensował to niemal bezwibracyjny, elastyczny i bardzo mocny widlasty silnik pojemności 1000ccm. Nowiutkie Ducati 750 GT prowadziło się za to idealnie. Tylko widlasty silnik nie dawał tyle przyjemności, co angielski staruszek. Jeżdżąc przez niemal dziesięciolecie to na jednym to na drugim motocyklu Sid dochodził do przekonania, że kwintesencją motocykla idealnego, może być tylko mariaż obydwu konstrukcji. Kosztowny i trudny pomysł na motocykl-mit, motocykl- marzenie został odłożony na półkę do realizacji w nieokreślonej przyszłości. Perspektywa deski grobowej jednakże nie dawała szans na realizację tego marzenia.

 

VINcent duCATI

Matthew pokazał ojcu mało czytelne zdjęcie australijskiej kompozycji silnika Vincenta w ramie Ducati. Zaintrygowny Sid przywrócił wspomnienia. Myśl o wyjściu z choroby, wspólnej pracy nad mitycznym motocyklem była na tyle intrygująca, że już kilka tygodni później Sid – chociaż schorowany – był w stanie dojść do pustego jeszcze garażu.

Minęły miesiące zanim rama DUCATI GT i VINCENT RAPIDE umierającego przyjaciela stanęły obok siebie. Dopiero teraz zaczęła się prawdziwa praca: konfrontacja konstrukcji włoskiej z angielską, ale również starcie dwóch charakterów ojca z synem. Matthew po cichu zaczął notatki do swojej pierwszej książki. Jeszcze nie wiedział, że będzie to historia nie tylko budowy motocykla, ale również jego niełatwej pracy z ojcem.

Chociaż silnik Ducati ma podobną masę do napędu Vincenta, ich mocowanie różni się znacząco. Zamknięta rama włocha oplata silnik, podczas gdy angielska konstrukcja używa silnika jako elementu przenoszącego obciążenia. Clue polega na umiejętnym pocięciu ramy Ducati i dospawaniu elementów zawieszenia silnika. Ta skomplikowana operacja przysporzyła wielu problemów. Po wstępnym montażu silnik ponownie rozstał się z ramą. Rama trafiła do profesjonalnego spawacza i malowania, podczas gdy silnik pojechał na drugi koniec stanów do starego znajomego zajmującego się remontami i tunningiem silników Vincenta. Nowe tłoki, wałki rozrządu, gaźniki, rozwiercone gniazda zaworowe, sprzęgło podnosiły moc i jakość pracy i tak już idealnego silnika. Po kolejnych kilku miesiącach obydwa elementy znowu były w jednym miejscu, ale… nie dały się złożyć. Gdy w końcu montaż się powiódł, można było poskładać zawieszenie, ubrać Polly w ubranka Ducati i poprowadzić nową instalację elektryczną. Silnik o zwiększonym do 10:1 stopniu sprężania z myślą o słabym już Sid’zie otrzymał rozrusznik. Po kilku latach pracy Polly – VINCATI była gotowa do odpalenia. W styczniu 2005 nadszedł wiekopomny moment. Polly została uruchomiona. Niestety tylny cylinder nie palił poprawnie, zalewał się paliwem i nie bardzo był pomysł, co może być tego przyczyną. Sid – specjalista z wieloletnim doświadczeniem – borykał się z tym problemem kilka tygodni. Pomimo zwątpienia w końcu udało się zdiagnozować usterkę: wałek rozrządu został źle wykonany nie dając odpowiedniego sprężania wykluczając tym samym możliwość spalania mieszkanki w cylindrze. Zmiana wałków rozrządu było antidotum na bolączki Polly, ale również na odrodzenie wiary ojca i syna na dokończenie wymarzonej konstrukcji, która wydawała się legnąć w gruzach.

Pierwsze jazdy spełniały nie tylko marzenia, ale również pokładane w motocyklu nadzieje. Doskonałe prowadzenie ramy Ducati w połączeniu z mocną jednostką Vincenta o idealnej krzywej momentu stanowiły kwintesencję motocykla-mitu. Żadna ze starych, czy nowych konstrukcji motocykli nie dawały takiej przyjemności z jazdy.

Testy nowego motocykla prowadzone przez Matt’a i towarzyszącego mu na Suzuki SV Sid’a potwierdzały wstępne założenia. Prowadzenie i dynamika od prędkości minimalnych do maksymalnych rzędu 240 km/godz nie pozostawiały nic do życzenia. Przy tym motocykl wyglądał prześlicznie.

Po kosmetycznych poprawkach VINCATI stał się bywalcem imprez dla motocykli zabytkowych, ale również częstym gościem programów motoryzacyjnych, okładek pism motocyklowych w USA, czy zdobywcą wielu nagród. Wisienką na torcie była dobrze przyjęta – techniczna ale i bardzo  osobista – anglojęzyczna książka Matthew: VINCATI – opowieść o ojcu, synu i motocyklu życia.

 

Polly rozbudza apetyt

Pomimo problemów zdrowotnych Sid’a okazało się, że Polly była dopiero zaczątkiem kolejnych projektów. Tina powstała zaraz po Vincati. Jej bazą była rama z której silnik wylądował w Vincati. Puste miejsce zajął fabryczny singiel Vincenta o pojemności 500ccm dając życie pierwszej wyścigówce. Rozwiercony do pojemności 600ccm silnik pozwolił na zdobycie tytułu East Coast Timing Assosation w klasie 650cmm z wynikiem 105,506 mph (169.79 km/godz). W sierpniu 2011 roku podczas bicia rekordów prędkości na jeziorze Bonneville Tina osiągnęła wynik 110,9 mph (175.42 km/godz) na dystanie 5 mil. Lola – następny projekt na bazie Vincent Rapide powstał specjalnie do bicia rekordów na jeziorze Bonneville. Ten projekt nie byłby jednak możliwy, gdyby nie sprzedaż Gunga Din. Co kryje się pod tym kryptonimem? Otóż Gunga Din jest jednym z najsłynniejszych motocykli Vincenta. Stworzony w 1947 roku jako motocykl testowy i wyścigowy miał znaczący wpływ na rozwój późniejszych konstrukcji angielskiego producenta. Trudno mi powiedzieć, jak trafił w ręcę panów Bibberman. Faktem jednak jest, że po jego odrestaurowaniu został sprzedany a za uzyskane fundusze powastała właśnie Lola. Jak do tej pory Lola posiada kilka rekordów prędkości (w tym 116mph/186,86km/godz w Bonneville) i kolejnymi rekordami prędkości przed zespołem Sid/Matthew wydaje się otwierać nowe horyzonty wyścigów i rekordów. Pomysłom na przyszłość wydaje się nie mieć końca.

Duet Ojciec i Syn rozochocił się. Matthew planuje planuje podbój Europy w 2013 roku. Na tę okazję do Europy ma przyjechać pięć wyścigówek na bazie Vincenta. Na razie planowane są starty w cyklu wyścigów drogowych dla motocykli zabytkowych na Słowacji. Ze względu na naszą znajomość, mam nadzieję namówić Matthew nie tylko na starty w cyklu Classic TT w Czechach, ale również jego obecność w Polsce. W 2013 roku możecie więc spodziewać się dalszych informacji o wyścigowych Vincentach. Niewykluczone, że ich kolekcję będzie można podziwiać w Polsce. I kto by pomyślał, że ta ciekawa historia zaczęła się na wyprzedaży książek daleko w krainie lasów i jezior Wisconsin? Jej reminiscencje już niebawem.

Tekst: Tomasz Tomaszewski

Zdjęcia: Archiwum „Big” Sid Biberman, BOB HOWER/QUADRANT PHOTOGRAPHY, archiwum autora